Rio de Janeiro, pierwsza rano. Stoję na ulicy obok baru z muzyką na żywo. Ze mną kilkadziesiąt innych osób kołyszących się w rytm pagode. Większość podpita i upalona, część na kokainie, której tutaj nie brakuje.

Gdy ulica zaczyna powoli pustoszeć, znajomy nachyla mi się do ucha i przekrzykuje muzykę:

-Dobra, czas na prawdziwą imprezę, chodźmy.

Idziemy na baile funk na faveli, czyli najdzikszy typ imprezy jaki można sobie wyobrazić.

Opuszczamy bar i z obrzeży faveli kierujemy się do jej centrum zostawiając za sobą ostatnie z miejsc skąd zobaczyć można uzbrojony w długą broń patrol policji wyznaczający granicę między favelą a światem zewnętrznym, poza tym punktem już się ich nie spotka. zamiast tego pojawią się Brazylijczycy nonszalancko trzymający w dłoniach pistolety.

Wspinamy się stromymi schodkami, mijamy ciasne przejścia i ciemne nieoświetlone uliczki. Po liczbie podekscytowanych, naćpanych brazylijczyków poznaję, że zbliżamy się do właściwego miejsca.

Kiedy do moich uszu dociera dźwięk niepokojącego, przesterowanego basu wiem, że zaraz dotrzemy. Robię więc jedną z najgłupszych rzeczy jakie mogłem zrobić w tym miejscu – wyciągam kamerkę, włączam ją i przeciskam się przez tłum spoconych brazylijczyków starając się uchwycić coś co mało który gringo miał okazję zobaczyć w swoim życiu.

Bas atakuje uszy coraz zacieklej kiedy po lewej stronie ciasnej uliczki, którą maszerujemy zauważam niebieskie neony i wielką klatkę z tłumem ludzi w środku. To właśnie baile funk. Pierwsze co rzuca mi się w oczy to rząd dziewczyn pod ścianą trzęsących wielkimi tyłkami opiętymi szortami tak ciasnymi, że chyba zapinają je z boku na rzep.

Uśmiech pojawia się na mojej twarzy kiedy idę wzdłuż klatki do wejścia.

Kilka metrów przed samym wejściem, nagle czyjaś ręka wystrzela zza mojej głowy i łapie kamerkę, którą trzymam przed sobą. Odwracam się i widzę półnagiego brazola z moją własnością w ręku, zaczyna uciekać między ludźmi w tył więc rzucam się za nim gubiąc znajomego, z którym tu przyszedłem. Kiedy już zostaliśmy sami, brazol nagle staje. Pokazuję na kamerę i mówię, żeby mi ją oddał. Odpowiada tylko, że mam iść za nim.

Sytuacja nie wygląda za ciekawie, favele to najczęściej wielki labirynt chaotycznie pobudowanych domków z surowych cegieł. Część z nich nie ma nawet okien. Jeśli wejdziesz tutaj nie znając tutejszych ulic, wyjście jest bardzo ciężkie. Oczywiście zakładając, że nie zaczepi cię żaden z brazylijczyków z bronią zabezpieczających teren gangu przed policją, a jeśli nie jesteś stąd – na pewno zaczepi. Gringo węszący po najgorszym brazylijskim slumsie nie ujdzie uwagi ludzi, którzy spędzają w tej mikrospołeczności całe swoje życie. Jakby tego było mało teren gangu najeżony jest czujkami, które monitorują sytuację na faveli cały czas.

Nie mam wyboru, idę więc za chłopakiem trzymającym moją kamerkę, próbując ułożyć w swojej głowie jakiś sensowny plan.

Po chwili wchodzimy w ciemną uliczkę. Z lewej na podwyższeniu stoi dwóch brazylijczyków, jeden z nich musi być jakimś szefem, bo mój przewodnik podbiega do niego od razu i pokazuje mu kamerę. Dopiero teraz zauważam stojących kawałek dalej chłopaków z bronią. Wychodzą z cienia, trzech z nich ma pistolety, które trzymają w rękach jak zabawki, dwóch pozostałych coś czego się nie spodziewałem – karabinki. Lufa jednego z nich wycelowana jest we mnie, kiedy podchodzą tworząc półokrąg. Zachowuje spokój, znam brazylijczyków i wiem, że ich emocje potrafią wziąć górę nad logiką, sprowokowanie ich byłoby pewnie ostatnią z głupich rzeczy jakie zrobiłem w życiu.

Podchodzą i zaczynają mnie przeszukiwać, telefon, kamerka, worek, który mam na plecach. Oglądają wszystko, pytają o hasło do telefonu, chcą obejrzeć ostatnie zdjęcia. Jeden z nich trzymając kamerę dopytuje się jak ją włączyć. Odpowiadam od razu, że przycisk jest na froncie obok obiektywu, widzę, że ma kłopot ze znalezieniem więc biorę ją od niego i nieopatrznie kieruję oko kamery w naszą stronę, ten szybko zakrywa ją dłonią i odwraca. Włączam podgląd i zauważam, że nagrywała cały czas. Jasne, przecież była włączona kiedy jeden z nich wyrwał mi ją z ręki i zaczął uciekać. Na szczęście nie zorientowali się, że kilka sekund temu pokazując jak ją włączyć przeleciałem im nieświadomie obiektywem centralnie po ryjach. Kilku z nich zajmuje się moim sprzętem, gdy podchodzi szef i pyta się czego tutaj szukam i po co tu przyszedłem. Myślą, że jestem z policji, że nagrywam coś czego nie nikt poza favelą nie powinien móc zobaczyć. Nie mam żadnej wiarygodnej historyjki, przyszedłem na baile funk ze znajomym. Chyba ich to nie przekonuje, bo zaczyna się robić nerwowo. Widzę, że powoli się nakręcają, ale jeszcze są w fazie myślenia co ze mną zrobić. W tym momencie przez moją głowę przelatują różne scenariusze, wiem, że tutaj na miejscu raczej nikt do mnie nie strzeli bo byłoby to bez sensu, i tak nie mam gdzie uciec a huk wystrzału o 3 nad ranem w miejscu, gdzie mimo wszystko śpią też ich rodziny nie jest najlepszym pomysłem. Jedyne o czym teraz myślę, to czy będą chcieli zabrać mnie gdzieś dalej i jak temu zapobiec, jak grać na zwłokę…

W tym momencie wpada mój znajomy, człowiek którego zna tutaj każdy. Tłumaczy im, że jestem z nim. Chwilę się z nim naradzają niedaleko mnie po czym podchodzi i oddaje mi mój worek. Możemy iść. Podchodzę jeszcze do tego, który trzyma mój telefon ale spojrzenie, które mi rzuca chowając go do kieszeni swoich spodni zaraz obok kabury mówi mi, że dziś sobie z niego nie podzwonię. Wychodzimy z uliczki, jestem lżejszy o telefon i kamerkę ale żyję. Nie myślę o rzeczach, które straciłem, raczej o tym, że pierwszy raz ktoś celował do mnie z karabinu.

Dużo razy wyobrażałem sobie tę sytuację zastanawiając się co się wtedy czuje. Prawdę mówiąc nie czułem nic, nie miałem na to czasu, bo wszystko o czym myślałem to to, że muszę być rozsądny żeby wyjść z tego cało. Życie nie przeleciało mi przed oczami, nie rozpłakałem się ze strachu, nie wpadłem w panikę. Emocje zostały stłumione zimną kalkulacją, dopiero potem poczułem na plecach zimny pot.

Wracamy do klatki na baile funk, mimo wszystko nie chcę stracić tego przedstawienia. Znajomy zapewnia mnie, że odzyskam telefon. Początkowo podchodzę sceptycznie do tej informacji ale kilka dni potem rzeczywiście dostaje go w swoje ręce zostając tym samym pierwszym gringo na świecie, który odzyskał telefon zrabowany w nocy na faveli.

admin Historie

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *